Przejdź do treści

Sylwetki

Służba w komandosach to spełnienie marzeń każdego żołnierza

generał Jerzy Gut

MG: Jak długo służył Pan w GROM?

JG: W latach 2007-2008, po czym przeszedłem do Dowództwa Wojsk Specjalnych i stamtąd na roczne studia podyplomowe na Uniwersytet Obrony w Waszyngtonie. Dla Polski było zarezerwowane jedno miejsce. W ambasadzie amerykańskiej trzeba było zdać egzamin z języka angielskiego, stres duży, nie chciałem się skompromitować (śmiech), ale się udało, choć informacje o egzaminie otrzymałem zaledwie dwa dni przed od mojego dowódcy śp. generała Potasińskiego.

MG: Proszę opowiedzieć coś o studiowaniu na amerykańskiej uczelni.

JG: Jest to bardzo prestiżowa uczelnia, popularnie zwana studiami generalskimi. Mimo, że jest to uczelnia wojskowa, to 80% materiału dotyczy zagadnień polityczno-strategicznych i jest przeznaczone dla najwyższych urzędników i managerów czołowych amerykańskich firm, najczęściej związanych z sektorem obronnym. W mojej grupie seminaryjnej liczącej 16 osób, byłem jedyną osobą z zagranicy i było nas razem czterech wojskowych, resztę stanowili amerykańscy urzędnicy cywilni zajmujący wysokie stanowiska menedżerskie w amerykańskich firmach i rządowych instytucjach. Wśród studentów naszej grupy znalazły się Panie zajmujące stanowiska dyrektorskie w Departamencie Obrony USA, ale też dyrektor Microsoftu. W ramach programu studiów odwiedzaliśmy różne zakłady pracy, jak np. NASA, fabrykę Boeing Company produkującą najnowsze modele samolotów, ale byliśmy też w Parku Yellowstone czy w Teksasie. Prestiż uczelnia podkreślała m. in. poprzez specjalny dress-code, w czasie wyjazdów nosiliśmy kurtki z logo uczelni, do tego obowiązkowo krawaty tak, aby każdy, kto nas spotka nie miał wątpliwości, studentami jakiej uczelni jesteśmy (śmiech) a na zajęcia przychodziło się albo w garniturach albo w mundurach, innej możliwości nie było.

MG: Czy po powrocie do kraju wrócił Pan do GROM-u?

JG: Tak, ale tym razem objąłem stanowisko dowódcy. Znów mnóstwo wyzwań na tym stanowisku, ale miałem już doświadczenie. Po jakimś czasie wróciłem do Krakowa, gdzie zostałem Zastępcą Dowódcy Wojsk Specjalnych, a od 2014 roku stałem się dowódcą Polskich Wojsk Specjalnych i służyłem w nich do roku 2017, kiedy na własny wniosek odszedłem z armii.

MG: I jak odnalazł się Pan w cywilu?

JG: W ciągu roku napisałem rozprawę doktorską na temat wojsk specjalnych, ponieważ wcześniej miałem otwarty przewód doktorski, ale zawsze czasu brakowało (śmiech) i obroniłem się w Akademii Obrony Narodowej w Warszawie. Opisałem w niej to, czym przez ostatnie 10 lat mojej służby się zajmowałem. I od 2018 roku pracuję w Akademii Krakowskiej, na Wydziale Nauk o Bezpieczeństwie, gdzie zajmuję się zjawiskiem terroryzmu i kwestią wykorzystania sił specjalnych w konfliktach międzynarodowych.

MG: Z czego jest Pan dumny najbardziej w całej swojej bogatej karierze?

JG: Spełniłem swoje marzenie, pełniłem służbę w najlepszych jednostkach Wojska Polskiego, służyłem w „Czerwonych Beretach”, dowodziłem Jednostką GROM, a na koniec służby dowodziłem polskimi Wojskami Specjalnymi.

Mieliśmy ambicję, by dołączyć do grona najlepszych wojsk specjalnych świata i zostaliśmy poniekąd docenieni i w tej światowej czołówce się znaleźliśmy. W roku 2014 zostałem zaproszony do Dowództwa Operacji Specjalnych Stanów Zjednoczonych w Tampie na Florydzie, gdzie odebrałem najwyższe odznaczenie Amerykańskich Sił Specjalnych. Było to symboliczne docenienie służby i dokonań wszystkich żołnierzy polskich Wojsk Specjalnych, którzy wykonywali zadania w wielu miejscach na świecie. Można powiedzieć, że ukoronowaniem mojej służby było objęcie w 2015 roku dowództwa Komponentu Sił Operacji Specjalnych w ramach Sił Odpowiedzi NATO. Udało nam się wejść do elity wojsk specjalnych.

MG: Dziękuję za rozmowę.



Przejdź na górę